Nazywam się Janina Gruszczyńska-Jasiak. Urodziłam się 11 grudnia 1922 roku w Warszawie. Od trzydziestu pięciu lat mieszkam w Poznaniu. W czasie wojny używałam pseudonimu .Janka" względnie „Porzędzka", Początkowo należałam do ZWZ, a w czasie Powstania do harcerskiego Batalionu "Wigry". Byłam sanitariuszką.
_______________________________________________________________
Biografia pani Janiny, w postaci wywiadu.
Imię: JANINA
Nazwisko: GRUSZCZYŃSKA JASIAK
Nazwisko w Powstaniu: GRUSZCZYŃSKA
Pseudonim: „Janka”, „Porzędzka"
Rocznik: 1922
Funkcja, stopień: sanitariuszka
Formacja: Batalion „Wigry" A K
Dzielnica: Stare Miasto
Rozmowę prowadziła: Małgorzata Brama
Miejsce rozmowy: Poznań
Data rozmowy: 2008-04-17
Proszę opowiedzieć o latach przedwojennych
Urodziłam się i wychowywałam w Warszawie. Uczyłam się w domu, a potem zaczęłam uczęszczać do szkoły powszechnej. Była to prywatna szkoła pań Jadwigi Kowalczykówny i Jadwigi Jaworkówny. Mieściła się na ulicy Wiejskiej róg Matejki, naprzeciwko Sejmu. W tej chwili jest w tym miejscu pomnik Armii Krajowej i Państwa Podziemnego - budynek szkolny został zburzony.
Czym zajmowali się pani rodzice?
Mój ojciec był oficerem Wojska Polskiego. Był inżynierem. Rodzice przeżyli trzy wojny. Ojciec pochodził z Warszawy, a mama pochodziła z Podlasia. Jako młody inżynier ojciec został najpierw zmobilizowany do armii carskiej, przeżył rewolucję rosyjską. W czasie rewolucji mama również była w Moskwie, tam ją przeżyła. Polem ojciec został przez Sowietów zmuszony do pracy. Miał wysokie stanowisko, bo Sowietom brakowało ludzi wykształconych. Potrzebowali fachowców. Ojciec miał do dyspozycji cały tabor, był naczelnikiem od pozysku drewna. Wtedy drewno było bardzo ważnym surowcem strategicznym. Teren był bardzo wielki, na trzy obłasti.
Rodzice przenieśli się z Moskwy do Wiaźmy. Ojcu przydzielono pałac, którego właścicieli oczywiście wypędzono. Biura mieściły się na parterze, a na pierwszym piętrze rodzice mieli swoje mieszkanie. Mama była sama, bo ojciec był ciągle w rozjazdach. Czasy były bardzo niespokojne, mama była młodą niewiastą, bała się, przeżywała. Ojciec nie miał możliwości zwolnienia się z tej funkcji i rodzice postanowili uciec. Ucieczka się udała. Do Polski wrócili dość późno. Ojciec zgłosił się do Wojska Polskiego i od tej pory był w wojaku. Potem wybuchła wojna bolszewicka 1920 roku. Ojciec brat udział w obronie Warszawy. Następnie pracował w szefostwie budownictwa w Warszawie. Jakiś czas mieszkaliśmy nawet w Cytadeli Warszawskiej. Ojciec przebudowywał dawną cerkiew na kościół dla wojska. Potem wybudował willę na Grochowie i tam żeśmy się przeprowadzili.
Czy rodzice wspominali o rewolucji w Rosji?
W moim domu nastrój był bardzo patriotyczny. Rodzice pochodzili z patriotycznych rodzin. Brat mojego dziadka był powstańcem 1863 roku. Schwytano go z bronią w reku i zesłano na Sybir. Rodzina mego ojca również była zaangażowana. Także były wspomnienia z
wojny 1920 roku... Ojciec był myśliwym. W domu było zawsze pełno broni, wisiały szable, dubeltówki, sztucery, w biurku broń krótka. Byłam "otrzaskana" z bronią od najmłodszych lat. Pierwsze lata uczyłam się w domu. Do szkoły poszłam dopiero do piątej klasy, dość późno.
Miała pani rodzeństwo?
Nie, jestem jedynaczką.
Czy tata opowiadał o obronie Warszawy w 1920 roku?
Tak, oczywiście. Ojciec opowiadał, mama tez opowiadała. Rodzice mieszkali wówczas w Warszawie. Ojciec był na froncie koło Radzymina - opowiadał mi o tych walkach. Poza tym miał kolegów, którzy przychodzili.
Zawsze były jakieś wspomnienia. Tym opowieściom o wojnie przysłuchiwałam się z wielkim zainteresowaniem. Ojciec miał kolegę z „Orląt Lwowskich", który [brał udział] w obronie Lwowa. Bardzo ciekawie i barwnie opowiadał o tych walkach. Właściwie stale był u nas poruszany temat wojny.
Pamięta pani jakieś opowieści?
Wiele, ale trudno opowiedzieć w krótkich słowach.
Pamięta pani pogrzeb Piłsudskiego?
Oczywiście. Poszłam z ojcem na defiladę, która odbywała się w Alejach Ujazdowskich. Pamiętam defiladę, nastrój jaki panował w Warszawie - straszne przygnębienie. Tym bardziej, że moja szkoła znajdowała się naprzeciwko Sejmu, widać było wielki ruch, przyjeżdżały delegacje. Trudno opowiedzieć szczegółowo, byłam wtedy niewielką dziewczynką, W każdym razie pamiętam defiladę wojskową.
Jaka była przedwojenna Warszawa?
Dla mnie była najwspanialszym miastem. Była wesoła, bardzo ruchliwa. Polska, jak zresztą cały świat, przeżywała wielki kryzys. Po kryzysie zaczęło się w Polsce bardzo, bardzo wiele zmieniać na dobre. Bardzo się zmieniło, zaczęto dużo budować; powstawały zakłady, fabryki. Zaczęła się budować Gdynia, powstawały fabryki na Śląsku, powstawał COP.
Miała pani ulubione miejsca w Warszawie, do których pani chodziła?
Czy ja wiem... Jak zaczęłam chodzić do szkoły, to bardzo lubiłam chodzić w Aleje Ujazdowskie, bo było blisko. Potem ogród botaniczny, aż do Belwederu. Cala promenada była bardzo ładna. Było przyjemnie, pięknie szczególnie jesienią, kiedy z drzew spadały liście. Z koleżankami często chodziłyśmy na spacer w Aleje.
Ojciec pracował w wojsku w szefostwie budownictwa. W latach trzydziestych przeszedł na emeryturę i prowadził niewielkie przedsiębiorstwo budowlane. W maju 1939 roku został powtórnie powołany do wojska. Trafił do Armii „Łódź", bo tam budowano jakieś umocnienia. Jak wybuchła wojna, to cała armia wycofywała się oczywiście na wschód.
17 września pod Kowlem wkroczyła Armia Czerwona. Był rozkaz, żeby nie bronić [terenu], nic wszczynać walk. Rosjanie otoczyli cały oddział, żołnierzy zwolnili do domów, a oficerów oddzielili. Zgłosił się do nich wysoki rangą oficer Armii Czerwonej. [Powiedział], żeby się nie denerwowali, ale oficerowie muszą być z tego terenu usunięci dla ich dobra gdyż tutaj toczą się walki, żeby się nic niepokoili, bo po paru dniach zostaną zwolnieni do domów. Po czym wszyscy zostali załadowani do wagonów towarowych z zabitymi oknami. Transport wylądował w Kozielsku. Mój ojciec wiedział, co to jest komunizm. Wywiercił w ścianie wagonu dziurę i obserwował. Zobaczył, że już przejechali granicę Polski, wiec mówi do swoich kolegów: „Trzeba uciekać, panowie, bo my już do Polski nie wrócimy". Ale ojca wyśmiano: „Jak to? Wysoki oficer nam zapewnił, że wrócimy. Właśnie jak będziemy uciekać, to możemy się narazić na różne niebezpieczeństwa". Ojciec mówił: „Wobec tego ja uciekam. Jak panowie decydują, ale ja uciekam".
Ojca poparł jeszcze oficer artylerii i lotnik. Pamiętam jego nazwisko - nazywał się Braziewicz, wysoki [mężczyzna]. Odwiedził nas w Warszawie, jak już szczęśliwie wrócili po tej ucieczce. Był ojcu bardzo wdzięczny, że namówił go do ucieczki, wybierał się do Francji. Potem nigdy nie spotkałam jego nazwiska, nie wiem, czy dotarł szczęśliwie. W każdym razie ojcu udało się uciec z dwoma kolegami w czasie postoju. Pociąg zatrzymano na peryferiach miasteczka, żeby podać wodę do wagonów. Wagony pootwierali, żołnierze stali i pilnowali, ale był już zmrok. [Ich] wagon zatrzymał się akurat przy cmentarzu. Na cmentarzu były trzy kobiety, które się zainteresowały: „Co to za dziwny pociąg stoi?". Zbliżyły się, była [tam] skarpa. Ojciec powiedział do jednej z kobiet, że chcą uciekać i żeby zagadała żołnierza stojącego najbliżej na warcie. [Obiecał], że zostanie wynagrodzona.
Rzeczywiście, najmłodsza z kobiet podeszła do żołnierza i zaczęła z nim rozmawiać. Oni wyskoczyli z wagonu i schowali się do rowu zarośniętego krzakami. Za chwilę rozdano wodę, zamknięto wagony i pociąg odjechał. Wtedy przeszli na cmentarz. Kobietom zaoferowali przede wszystkim swoje mundury i poprosili, żeby przyniosły jakieś łachy, jakieś ubrania. Jeszcze coś dano tym kobietom, były zachwycone - szczególnie mundurem lotnika, bo to były szaro-niebieskie mundury, bardzo ładne. Ubrali się w te przyniesione łachy. Ojciec doskonale znal rosyjski, ukraiński i zapowiedział kolegom żeby nie odzywali się ani słowem. Ręce natarli ziemią, włosy rozkudłali i udając włóczęgów, dotarli do granicy Polski. Parę razy byli zatrzymywani, ale ojciec zawsze [snuł] opowieści, jak to idą szukać pracy, jak pracowali u pana i byli strasznie gnębieni; teraz się cieszą, że wojska sowieckie wkroczyły do Polski.
Myśmy oczywiście nie wiedziały, co się z ojcem dzieje. Pewnego dnia ojciec się zjawił. W strasznych łachach, z wielkim bochnem chleba i połciem słoniny. Niestety potem musiał się ukrywać, właściwie musiał wyjechać z Warszawy. Został zadenuncjowany, że jako oficer nie poszedł do oflagu. Folksdojczka doniosła, że widziała go w mundurze. Ojciec był nawet wezwany do gestapo, tam się przedstawił, że jest emerytem. Nie przyznał się. Powiedział, że owszem, chodził w mundurze, ale jako emeryt miał prawo. Mimo wszystko postanowił wyjechać z Warszawy. Tak że potem już cały czas byłam tylko z mamą i z ciotką.
Proszę dokładniej opowiedzieć jak tata uciekł z wagonu.
Ojciec wyciął dziurę w ścianie i przez tę dziurę patrzył, gdzie jadą- Okolice znał jeszcze z pierwszej wojny. Zorientował się, że przejechali polską granicę i wtedy doszedł do wniosku, że trzeba jak najszybciej uciec. Udało im się. Ojciec miał w wagonie dużo znajomych i dowiedział się, że oni wszyscy trafili do Kozielska i potem zginęli. Takie to były czasy.
Pamięta pani miejscowość, gdzie tata uciekł?
Otoczyli ich pod Kowlem ale [skąd] uciekł, nie pamiętam. W każdym razie byli już dosyć daleko od polskiej granicy.
Jak tata przyjął wiadomość, że Niemcy odnaleźli groby w Katyniu?
Ojca brat zginął w Katyniu - mój stryj, ojciec chrzestny. Okres okupacji był dla mojej rodziny okresem ciągłych chorób i zgonów. W 1940 roku zmarła moja ciotka, która zawsze była z nami, wychowywała mnie. Potem mama zachorowała, podejrzewano anemię, ale po wojnie się okazało, że to była białaczka. Mama już wtedy zaczęła poważnie chorować. Potem ojciec dostał udaru mózgu. Leżał sparaliżowany przez półtora roku w czasie okupacji. To było straszne, nic było środków, możliwości leczenia, nie było żadnych lekarstw - dla Polaków nie było właściwie nic.
Przeżył wojnę?
Przeżył, przeżył wojnę. Mieliśmy przyjaciela lekarza, zaprzyjaźnioną rodzinę. Wyczytał w starych księgach żeby leczyć ojca zanurzając go w bardzo gorącej kąpieli. W czasie okupacji przychodzili sąsiedzi i robiło się bardzo gorącą kąpiel. Ojciec leżał prawie bez ruchu. Po zastosowaniu kąpieli zaczął mówić, potem zaczął pomału chodzić, sam się poruszać. To była wielka ulga, bo mama była dosłownie zamordowana.
Jak się tata nazywał?
Tadeusz Gruszczyński.
A stryj?
Kazimierz Gruszczyński. Drugi brat ojca pracował w policji. On, żona i dwoje małych dzieci zostali ewakuowani na wschód. Wszyscy policjanci. Potem rodziny pojechały dalej, a mężczyźni (policjanci) zostali, żeby pojechać następnym pociągiem. Było za mało transportu... Niestety, następny transport już nie odszedł, bo wkroczyli Rosjanie i wszystkich policjantów zabrano. Znalazł się w Ostaszkowie. Nazywał się Roman Gruszczyński. Nikt z nas absolutnie nie wiedział, co się z nim stało. Jego rodzina (stryjenka z dziećmi) wróciła do Warszawy po strasznych przejściach. Domek miała spalony, strasznie biedowali przez całą okupację. Ale co się z nim stało, tego w ogóle nie było wiadomo. Stryjenka stale czekała, że mąż jednak wróci, stale miała nadzieję. Z list, które Gorbaczow przywiózł do Polski, dowiedzieliśmy się, że stryj był w Ostaszkowie i został zamordowany. Spoczywa na cmentarzu w Miednoje. Po tylu latach wyjaśniło się, co się z nim stało.
Czy ojciec chrzestny pisał z obozu?
Też nie, nic nie pisał.
Kiedy się państwo dowiedzieli o jego śmierci?
Z listy ogłoszonej w „Nowym Kurierze Warszawskim" To była jedna z pierwszych list, które Niemcy ogłosili. Mój stryj był w KOP-ie, Korpus Ochrony Pogranicza na granicy sowieckiej. Sowieci z nienawiścią odnosili się do wojskowych, którzy pracowali w Korpusie Ochrony Pogranicza.
Zginął w kwietniu, w jednych z pierwszych transportów. W mojej rodzinie bardzo wiele osób zginęło, zmarło. Z młodszej generacji zginął mój brat cioteczny, z którym byłam bardzo zaprzyjaźniona. Byłam jedynaczką. Wuj był nadleśniczym, więc mieszkali zawsze daleko [w lesie]. [Nazywał się] Jurek Pilchowski - jakiś czas mieszkał u nas w Warszawie, jak był na studiach. Skończył studia, dostał pierwszą pracę w Warszawie, Bardzo się cieszył. Wybuchła wojna, dostał się w łapy czerwonych. Wywieźli go do bardzo ciężkiego obozu. Polaków z tego obozu uwolnili bardzo późno, więc on nie dostał się już do Andersa. Jak najszybciej chciał się dostać do Polski, więc zapisał się do polskiej armii i poległ, niestety, pod Lenino w armii Berlinga.